Co prawda film ma prawie 20 lat, ale znam o niebo lepsze propozycje z tamtych czasów. Jedyne, co mi się podobało, to Cruise w innej wersji. Uświadomiłam sobie, że mimo swoich wybitnych osiągnięć, chyba nie widziałam go w charakteryzacji innej niż "na Toma Cruise'a". Natomiast nie wiem, na jakiej podstawie Jamie dostał nominację do Oscara za ten film. Rola bardzo przeciętna i mało wiarygodna. Facet o jego posturze w niejednej scenie położyłby Toma na grunt. Niby się boi, ale jednak widać, że nawiązuje z zabójcą jakąś relację. Wątek matki w ogóle niepotrzebny, a wątek pani prokurator, choć naciągany do granic możliwości, to jedyne spoiwo filmu, które niestety pojawia się tylko na początku i na końcu. Dodam jeszcze, że pierwsze 15 min filmu to również zmarnowany czas - nic się nie dzieje, nie ma zawiązania akcji. Jak dla mnie, porażka. Ogólnie mam takie odczycie, że mogłam lepiej zagospodarować te 2 godziny życia. Nudy, przewidywalność i bardzo hollywoodzkie zakończenie.