Jakiś żałosny taksówkarz - marzyciel stoi na ulicy i nagle niczym "struś pędziwiatr" pojawia się przy
tej Murzynce na 16 piętrze (chociaż Vincent miał do niej tylko 2 piętra), i pierwszy raz w życiu
trzymając broń (już nie wspomnę o tym w jaki sposób odebrał ją policjantowi haha) strzela z niej
celnie do zawodowego zabójcy (którego w dodatku pomimo ciemności zachodzi niepostrzeżenie)
a niedługo później wykańcza go w pociągu i ratuje panią prawnik. Rewelacja ...
Spodziewałem się świetnego filmu a obejrzałem taki sobie średniak. 5/10
btw czy ktoś się orientuje co to za utwór leci podczas tej akcji w klubie, gdy Vincent wykańcza skośnookiego (gdzieś w granicach godzina piętnaście, dwadzieścia)?
utwór to jakaś przeróbka ready steady, go
No własnie dlatego że "pierwszy" raz w życiu strzela, to ma szanse uwalić zawodowca.
zauważ że:
1. strzela bez przyjęcia postawy(nie traci na to czasu) - odwrotnie jak Vincent
2. strzela z tzw. wolnej ręki (intuicyjny system Potapowa) - czyli trzymając pistolet w jednej dłoni, a nie tak jak Vincent pełen grip dwiema dłońmi, ze zgraniem przyrządów, celowaniem itp.
3. w trakcie strzelania zmienia pozycję, z za jednej szyby na drugą w chwili gdy gaśnie światło, a ruch świateł za oknami niemożliwa pełną identyfikację celu - odwrotnie jak Vincent, który jest nieruchomy
4. strzela na ślepo bez celowania, byle szybciej wywalić magazynek - Vincent się "koncentruje"
5. Strzela jedynie rękę za łączenia drzwi wystawiając ją. Łączenie wyłapują pociski Vincenta (ten w ciemnościach najwyraźniej nie widzi jego sylwetki ani przeszkody)
Podsumowując:
Max oddaje strzał pierwszy, szybciej i z innego miejsca niż celuje Vincent, ponieważ nie ma prawidłowych nawyków strzeleckich(nawet zamyka oczy, Vincent jak strzela ma otwarte - co dobrze świadczy o T.C.) - właściwie to w ogóle nie ma jakichkolwiek nawyków strzeleckich.
Na marginesie napiszę jeszcze, że Vincent strzela w charakterystyczny sposób dla osób które "liczą" się z nabojami - dawniej magazynki zawierały powiedzmy 8 naboi - szczególnie jeśli były to jakieś ciężkie typowo wojskowe żelastwa o dużym kalibrze w jakie armia wyposażała żołnierzy. Każdy nabój miał znaczenia i dlatego celowano, oddawano duble tap itp. Dziś magazynki od broni krótkiej maja 15,16, 20 naboi wiec nie trzeba się cackać - walisz ile wlezie, jak najszybciej. Ale Vincent właśnie dlatego że nie miał takich zabawek nabył odruchy, które nieco spowalniały wszystkich wojskowych strzelców - postawa, koncentracja, celowanie itp. Max działał żywiołowo i intuicyjnie dlatego mu się poszczęściło.
To co napisałaś jak najbardziej ma sens. Widać że znasz się na rzeczy. Analiza kompletna.
Dzięki za namiar bo polowałem na ten utwór od pewnego czasu, ale nie mając punktu zaczepienia, po prostu nie było wiadomo czego szukać. Teraz momentalnie znalazłem to co chciałem :)
co sie tyczy biblioteki to fakt, troche bez sensu, no ale tak ma być bo to buduje ponoć napięcie :/ czy cuś...
W ciekawostkach wyczytałem że Vincent używał H&K USP a więc pistolet z magazynkiem na 15 naboi
Jesli chodzi o broń to polecam sobie w google wpisać "imbd weapons [tytuł filmu]" i pełen zestaw broni palnej w danym filmie nam wyskoczy.
To nie kwestia oszczędzania naboi tylko pewnego sposobu likwidowania celu skutecznie i szybko, używanego przez oddziały specjalne, tzw mozambique drill. Dwie kulki w mostek by cel zabić/poważnie uszkodzić/ustabilizować w miejscu i jedna w literę T na twarzy [linia nosa i oczu], by dobić dla pewności, jakby cel miał kevlar. Vincent nie jest aż taki stary, jeżeli był w wojsku to albo miał standardowo Berettę [od początku lat 80' przepisowa broń krótka, zastępująca Colta 1911] albo inny wybór broni krótkiej, z większa ilością naboi w magazynku, jeżeli to były członek Delta Force.
Siły specjalne [i zapaleni amatorzy, których na to stać], poświęcają sporo czasu i pieniędzy na szkolenie z bronią krótką, by nie wystrzelać całego magazynku z 14 pestkami na jednego przeciwnika. Dla nich wyjąć broń i zastrzelić człowieka w ten sposób to już odruch, nad którym się nie muszą zastanawiać, a jedynie ocenić czy cel jest zagrożeniem.
PS Jeszcze oszczędniej strzelał Afrykaner, grany przez Di Caprio, w "Krwawym Diamencie".
W ten sposób można się domyślić przeszłości Vincenta. Kim był, co robił.. Niektórych rzeczy w filmach po prostu nie widzimy jeżeli nie mamy odpowiedniej wiedzy. Analiza kompletna.
Fajnie mi się to czytało , masz jakieś doświadczenie z bronią? Łatwo się strzela w ruchu jedną ręką?
Paul Oakenfold - autor kawałka (tu wersja azjatycka ;)
http://www.youtube.com/watch?v=CePA2hwUjbk
Mam podobne odczucia. Film nic szczególnego. Aktorstwo hmm na baaardzo średnim poziomie bym powiedział. Ale raz można obejrzeć ;)
Gdyby zacząć wymieniać głupoty w tym filmie to by zajęło trochę czasu ale moją ulubioną jest jakim cudem max dodzwonił się do tej biblioteki ?
Akurat, po Magnolii, najlepsza rola Cruisa, z tego co pamiętam w tej chwili. Aha jeszcze Oczy szeroko zamknięte, bym zapomniał.
Nie napisałem, że Cruise źle zagrał, tylko że jest to najgorszy film w którym zagrał tzn z jego udziałem ;)
Zaskakuje mnie jak moze ktoś tego typu film odbierać poważnie. Film jest amerykanskym kryminałem. To, ze jeden z głównych bohaterów będzie ogrywał role z rodu Rambo wcale mnie nie zdziwiło. Ma tymże dialogi głównych postaci są przekomiczne. Film chociaż (jak zwykle jak na tego typu kino) głupkowaty jest warty obejrzenia. Tak czy inaczej zakwalikowalabym go w kategori; komedio-dramat. :-)
Gorączka tego samego reżysera przecież była świetna. Scena strzelaniny przed bankiem jest pokazywana młodym adeptom amerykańskiej policji w ramach szkolenia. Filmy z Bournem też lepiej się ogląda. Tak samo Szakala z Brucem Willisem. Nawet jak są w nich głupoty to są nakręcone tak żeby widzowi nie rzucały się w oczy. A tutaj owszem film jest wciągający ale zaciekawiony widz co chwila kręci z dezaprobatą.
>Chyba najgorszy film z Cruisem jaki obejrzałem
A widziałeś w ogóle jakiś na prawdę dobry film z tym klientem? ;)
Większą część produkcji z jego udziałem maksymalnie udupia właśnie on sam.
Vanilla Sky, Rainman, Urodzony 4 lipca, Wywiad z wampirem. Sensacyjne też - Na skraju jutra, Raport Mniejszości czy Wojna światów. W Zakładniku jakiś rewelacyjny nie był, nie musiał się zbytnio wysilać.
Bierz pod uwagę, że Vincent też był w taksówce, która uległa kraksie i był przez to prawdopodobnie osłabiony.
Również spodziewałem się czegoś lepszego, zwłaszcza od twórcy kultowej "Gorączki". Momentami naprawdę ciężko się oglądało ten film. Vincent chodzi po mieście i zaciąga za sobą pożogę śmierci. Policja i FBI bezradne, trup ściele się gęsto. Budowanie atmosfery izolacji opartej na nieszczęśliwych zbiegach okoliczności jest po prostu płytkie. Max miał co najmniej kilka możliwości wyjścia z matni, jednak "dziwnym trafem" zawsze kończyło się na mimowolnym powrocie za kierownicę morderczej taksówki. Fabuła sama w sobie dość banalna. Ogólnie słabo, niestety.
Dokładnie mam takie same odczucia. Byłem pozytywnie nastawiony ale nawet gdy pierwszy raz zobaczyłem Vincenta już zacząłem mieć wątpliwości co do oceny na FW. Bo przecież gościu z szarymi włosami w szarym garniturze świetnie wtapia się w tłum prawda? Tym bardziej w rozbitej taksówce. Już po pierwszym zleceniu powinien usunąć taksiarza i kontynuować z kim innym. Przy ogólnej strategii jaką stosował Vincent wpadłby przy pierwszym zleceniu. No i gliniarze idioci. Do tego wątek miłosny i wątki w barze z hojraczeniem i później typowy motyw ratunku i pościgu. Największe zaskoczenie niestety było na napisach końcowych - nie wiedziałem że film zrobił Mann. Czyżby się wypalił?
Z tym że "Vincent chodzi po mieście i zaciąga za sobą pożogę śmierci" to chyba był taki cel filmu aby pokazać, że śmierć kilku osób jest tak naprawdę niczym szczególnym w stosunku do całego świata. Przynajmniej tak wywnioskowałem z dialogów i dość ciekawego punktu widzenia Vincenta. Sam przykład taki, że w tej chwili na tylko na naszej planecie zachodzą pewne konflikty zbrojne i giną ludzie i nikt sobie z tego niczego nie robi tak jak ja pisząc w tej chwili ten komentarz siedząc przed komputerem. A to tylko nasza planeta, która ma się do wszechświata jak atomy drobiny kurzu pod klawiszami dla mnie.
Ale o to chodzi że jego fach wyklucza "pożogę śmierci". Dobry zabójca ma w priorytetach tylko cel i swój własny tyłek. Jeżeli zabija nawet jedną osobę więcej niż cel to znaczy że jest kiepskim zabójcą. Jeżeli jest ryzyko że wda się w strzelaninę to przekłada lub odpuszcza robotę, nie ryzykuje. Vincent przypomina raczej terrorystę niż zabójcę.
A odnośnie jego fatalistycznej filozofii to owszem pasuje do jego filozofii życiowej. Tylko że w ogóle nie usprawiedliwia tak chaotycznego działania.
Tak naprawdę w samych założeniach film kuleje bo normalnie nikt nie wynajmowałby zabójcy żeby po kolei zabijał świadków w jedną noc - za duże ryzyko niepowodzenia. Musiałaby to być zgrana akcja i wszyscy musieli by zginąć naraz.
Tu przyznam racje. Jak przeczytałem Twoje ostatnie zdanie z komentarza od razu w myślach przypomniałem sobie "Ojca Chrzestnego".
Jest dokładnie na odwrót. Ten film po prostu wymiata, a dialogi są genialne. Więź jaka tworzy się między Maxem, a Vincentem oddaje ludzką naturę i moim zdaniem właśnie tutaj tkwi główny atut tego filmu. Pomijam już majstersztyk aktorski w wykonaniu Foxa co najlepiej widać w scenie w klubie gdy Max zostaje wysłany rzez Vincenta aby odzyskać listę. Ps. Monolog Bardema to w tej scenie to mała perełka.
Otóż to. Zgadzam się całkowicie. Dodam tylko, że to jedna z lepszych ról Cruisa.
Do chemas --To zdecydowanie najgorsza rola Cruisa a sam film jest zlepkiem nonsensów . Tylko że sądząc po twoim zdjęciu przy nicku --- pod swoim "deklem" też masz spore braki , także kretynizmy w tym filmie --mogły ci zwyczajnie umknąć ...